poniedziałek, 3 czerwca 2013

だから... ルキ、あなたは私の彼氏になりたいですか? ~ ♥ II

Nazajutrz obudziłem się dość wcześnie. Przekręciłem się na bok, otworzyłem oczy i leniwie je przetarłem. Spojrzałem na łóżko mojego współlokatora - ku mojemu zdziwieniu było ono puste. Zamrugałem kilka razy i podniosłem się do siadu. Czyżby Akira wstał wcześniej ode mnie? Serio?

Sięgnąłem po komórkę i spojrzałem na wyświetlacz. Dochodziła ósma. Dziwne... Reita podczas urlopu lubił spać bardzo długo. Chyba, że w ogóle nie wrócił na noc... Gdy tylko wyobraziłem sobie basistę obmacowującego jakąś półnagą, europejską dziw... dziewczynę uderzyła mnie fala gorąca i poczułem dość mocne ukłucie w okolicach serca. Odruchowo złapałem się za klatkę piersiową, patrząc tępo przed siebie. To wyobrażenie boli... Uhh.

By odpędzić od siebie te przybijające myśli, szybko wstałem i zacząłem zaścielać łóżko. Moja pedantyczna natura nie pozwoliła mi poczekać na przyjście pokojówki, która zapewne zrobiłaby to lepiej. Poprawiłem jeszcze poduszkę, po czym szybko podszedłem do leżącej w kącie walizki z ciuchami. Ehh, wypadałoby się wreszcie rozpakować. Ale najpierw kąpiel!
Uklęknąłem przy torbie, rozsunąłem ją i zacząłem w niej grzebać. W międzyczasie do moich uszu dobiegł odgłos otwierających się drzwi oraz cichych, ale stanowczych kroków. Po chwili poczułem jak ktoś obejmuje mnie od tyłu i kładzie swoją głowę na moim ramieniu. Zadrżałem.
- Taka-chan... - wyszeptał mi do ucha blondyn. Co dziwne nie czułem woni alkoholu. Czyli jednak był trzeźwy i nie balował tej nocy. Przekręciłem nieco głowę, kątem oka zerkając na niego, na co odpowiedział lekkim uśmiechem. - Przygotowałem coś dla ciebie. Ale zobaczysz to wieczorem. Idź się przebierz, pójdziemy na śniadanie.
Mówiąc to, puścił mnie i odsunął się znacznie, tymczasem ja kontynuowałem poprzednią czynność, którą blondyn subtelnie przerwał niespodziewanym przytuleniem mnie.

Po krótkiej chwili wstałem i szybkim krokiem skierowałem się w stronę łazienki. Zamknąłem za sobą drzwi, po czym podszedłem do śnieżnobiałej, dużej wanny, wręcz idealnej, by mogły się tam kąpać dwie osoby równocześnie. Hah, naprawdę podobało mi się to miejsce. Odkręciłem kurki z zimną i ciepłą wodą, następnie rozejrzałem się w poszukiwaniu jakiegoś płynu do kąpieli. Moją uwagę przykuł czerwony, szklany flakonik stojący na szafce zaraz przy wannie. Wziąłem go do ręki i przyjrzałem się mu dokładniej. Dopiero teraz zauważyłem kartkę z wielki, rzucającymi się w oczy drukowanymi literami zapisanymi krwistoczerwonym atramentem, leżącą w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą stała buteleczka z podejrzaną cieczą. "Comme un traitement spécial. ♥" [fr. "Na specjalną okazję." - dop. aut.] przeczytałem, po czym kilkakrotnie zamrugałem oczami. Może lepiej to odstawię. Mój francuski ograniczał się do jakże zacnego słowa "bonjur", przez co wolałem nie ryzykować swoim zdrowiem wlewając to coś do kąpieli. Ostrożnie odstawiłem naczyńko na swoje miejsce. Zaraz po tym wróciłem do wanny, która wypełniła się już przyjemną, letnią wodą.
Zrzuciłem z siebie lekko przepoconą pidżamę i szybko wszedłem do wanny, zanurzając się po szyję w wodzie. Ah, wreszcie święty spokój. Brakuje jeszcze tylko jakiejś nastrojowej muzyki. Jednak coś czuję, że nie potrwa to zbyt długo.

Po dziesięciu minutach błogiego spokoju moje przeczucia się sprawdziły. Coś, a raczej ktoś przerwał mój relaks mocno waląc w drzwi do pomieszczenia.
- Czego? - wrzasnąłem zirytowany przewracając oczami. Człowiekowi się wykąpać nie da!
- Taka-chan, wszystko w porządku? - usłyszałem lekko zaniepokojony głos Reity. Co mu się stało, że tak nagle zaczął się o mnie martwić?
- No tak, co miałoby mi się tutaj niby stać?
Odpowiedziano mi przeciągłym milczeniem. Parsknąłem cicho śmiechem.
- Już idę, nie dramatyzuj jak baba w ciąży. - powiedziałem wychodząc z wanny.
Sięgnąłem po ręcznik i dokładnie zacząłem wycierać swoje ciało. Ta kąpiel mogłaby trwać wiecznie.
Nagle przyszła mi do głowy wizja wspólnej kąpieli z Reitą. Mimo, iż na początku nieco mnie przeraziła uśmiechnąłem się szeroko. Mieć go na wyłączność, chociaż przez jedną noc... Czekaj, mózgu co? Zamrugałem kilkakrotnie schylając się po ubranie. Chyba powinienem zacząć się leczyć....

*kilka minut później, Reita*

Leżałem sobie na łóżku, czekając aż łaskawie nasza mała księżniczka wyjdzie z łazienki. Dochodziło wpół do dziesiątej, jeśli zaraz nie wyjdziemy nici z niespodzianki dla Maleństwa jak i z możliwości bycia z nim do końca życia. Taka szansa może już więcej się nie powtórzyć. Jesteśmy w Paryżu, mieście zakochanych, jeśli coś pójdzie źle to się pochlastam i do końca życia będę musiał podziwiać dolną tylną część ciała Rukiego z bezpiecznej odległości. Ehh....

Gdy tak rozmyślałem, w pewnym sensie panikując, drzwi do łazienki otworzyły się. Chwilę potem wyszła z nich drobna postać w krótkich, jeansowych spodenkach i czarnym t-shircie z logiem Nirvany. Tak mało rzucający się w oczy strój? Hah, tego się po nim nie spodziewałem. Mimo to, nieznacznie oblizałem dolną wargę, wzrokiem rozbierając go. Cholera, przestaję się kontrolować. Popatrzył na mnie jakby nieobecnym wzrokiem, uśmiechnąłem się do niego. Szybko wstałem, podszedłem do niego i ująłem jego dłoń, splatając przy okazji palce.
- Hee...? - wykrztusił spuszczając wzrok i patrząc na nasze ręce. Wolną ręką zmierzwiłem mu włosy.
- Nie ważne, nie pytaj. Chodź już. - pociągnąłem go w stronę drzwi. Nie powiem, uroczo dziś wyglądał. Jeśli tylko ci idioci (Ehm, znaczy się Aoi i Uruha... Tak, oczywiście, że ich kocham.) czegoś nie spieprzą będę miał już taki widok do końca życia. Czy to nie piękne..?

*w tym samym czasie, Aoi*

Nerwowo wypalałem kolejnego papierosa, obserwując rozanielonego Kou rozmawiającego z liderem. Nie wierzę, że znowu dałem się wkopać w swatanie tej dwójki. Za jakie grzechy...
- Kyaaa, ale to rooomantyyyczne! - krzyknął Uru w stronę Kaia po raz kolejny pokazującego mu cały ten wielki plan. Kocham go, ale jego podekscytowanie tą sytuacją znacznie mnie denerwowało. Przecież to wiadome, że i tak się nie uda. Reita zawsze coś zepsuje. ZAWSZE.
- Yuu, skarbie, coś ty taki naburmuszony? Uśmiechnij się! - odezwał się do mnie.
- Ehh, po prostu jestem już tym wszystkim zmęczony. - odpowiedziałem mu wzdychając przeciągle. Byłem nie tyle zmęczony co i wkurzony całą tą sytuacją. Chciałem spędzić ten tydzień chodząc po mieście z ukochanym. Tradycyjnie moje plany poszły w cholerę.
- Nie załamuj się kochanie, jutro już będziemy mieć od nich spokój. Spędzimy ten  dzień jak tylko sobie zażyczysz. - uśmiechnął się do mnie zadziornie. Jak tylko sobie zażyczę? Brzmi kusząco...
- Zresztą pragnę zauważyć, że gdyby nie pomoc Reity i Rukiego, w ogóle nie wiedzielibyście o swoim uczuciu, co za tym więc idzie praktycznie nie spędzalibyście czasu tak blisko siebie. - wtrącił się Kai kładąc wyraźny nacisk na ostatnie cztery wypowiedziane przez niego słowa. - Dobra, idźcie już po te rzeczy. Tylko pamiętajcie by nie wpaść na tą dwójkę bo znając ciekawość Takanoriego plan nie wypali.
- Tak jest generale Kai! - krzyknął radośnie Uruha, po czym podbiegł do mnie i pociągnął za rękę. Naprawdę nie wiem co on ćpa, ale niech bierze to dalej.

Szybko wstałem po raz pierwszy od rana promiennie się uśmiechając. Przyciągnąłem do siebie radosnego Kou i złączyłem nasze usta w namiętnym pocałunku. Kto wie, może jednak nie będzie tak źle.


__________


Konbanwa minna! Yuu naćpała się słodką herbatą i skończyła rozdział. Yaay, tag sama w to nie wierzę. Wiem, że słaby w porównaniu do poprzedniego. No cóż... Mam nadzieję, że chociaż trochę się podobał ._. Ah, no tak, dziękuję za wszystkie komentarze, naprawdę motywują ;_; ♥

Sayoo~!

~Yuu