niedziela, 16 grudnia 2012

Watashi wa Takanori, anata o aishite

Paring: Ruki X Reita
Ostrzeżenia: Śmierć.


Lekko psychiczne, nie każdemu się podoba. Przyznam szczerze, lekko się pisało, jedynie zakończenie wymuszone. Ostatnio cierpię na brak weny... ._. Pomoże ktoś? D:

_________

- Nic się nie dało zrobić. Stracił za dużo krwi. Przykro mi.
  Słowa lekarza dźwięczały mi w uszach. Nie mogłem w to uwierzyć. Po moich policzkach pociekły łzy. Stałem tak jeszcze chwilę patrząc tępo w przestrzeń. Taka... Dlaczego?
  Wyszedłem ze szpitala i skierowałem się w stronę domu. Naszego domu. Teraz już tylko mojego.. Mojego i  jej.
  Droga minęła mi zadziwiająco szybko. Roztrzęsiony wszedłem do mieszkania. Jej jak zawsze nie było. Cieszył mnie ten fakt, nie miałem zamiaru oglądać jej potwornej mordy, szczególnie teraz. Udałem się w stronę kuchni. Moją uwagę przykuła krwistoczerwona koperta. Była zaadresowana do mnie. Serce zabiło mi szybciej. Czym prędzej rozerwałem papier i zacząłem czytać.

"Drogi Akiro,
  skoro czytasz ten list, ja zapewne latam sobie w obłokach. Postanowiłem zakończyć swoje krótkie życie. Nie chciałem sprawiać kłopotu, komplikować życia Tobie i Twojej dziewczynie. Zapewne zastanawiasz się, dlaczego po prostu nie mogłem gdzieś wyjechać, zostawić Was. Widzisz, dla mnie śmierć była jedynym rozwiązaniem. Nie mogłem bez Ciebie żyć. Tak, Akira. Kochałem Cię. Kochałem, kocham i zawsze będę kochać . Nawet nie wiesz, ilu rzeczy się wyrzekłem i byłem gotów poświęcić tylko po to, by zobaczyć Twój uśmiech. Teraz jesteś szczęśliwy, prawda?  Szczęśliwy razem ze swoją ukochaną. W końcu tyle razy dawała mi do zrozumienia, że nie powinienem żyć. Wreszcie możecie się sobą nacieszyć. Tak bardzo chciałbym być na jej miejscu.
  Przepraszam za wszystko.

Na zawsze Twój
Takanori"

 Do oczu ponownie napłynęły mi łzy.
- Taka... Ja.. Ja ciebie też kochałem. - wyszeptałem dusząc płacz.
  Po chwili usłyszałem dźwięk przekręcanego klucza. Niewiele myślałem, biorąc do ręki nóż. Teraz rządziła mną chęć mordu. Udałem się w stronę przedpokoju.
- Ty kurwo... - wycedziłem na przywitanie.
- Aki...?
- Zamknij się! Nie masz prawa tak do mnie mówić! To przez ciebie.. Przez  ciebie odszedł!
- Akira, o co do cholery jasnej ci cho... - wtedy to zrobiłem. Dźgnąłem ją pierwszy raz w brzuch.
- Jeszcze się pytasz?! Takanori... On nie żyje! - krzyczałem dławiąc się łzami.
Drugi raz pchnąłem ją nożem. Tym razem Megumi osunęła się na podłogę. Powtórzyłem poprzednią czynność. Trzeci, czwarty, piąty... Już nie liczyłem. Na podłodze pojawiła się spora kałuża krwi. Zabiłem ją.
- Szmata. - powiedziałem rzucając nożem o podłogę.

***

  Powoli szedłem alejką parku. Nie było w nim ani jednej duszy. Idealnie. Przystanąłem przy drzewie wiśni. To tutaj się poznaliśmy.
  Ukląkłem i dotknąłem zimnym metalem skroni.
- Przepraszam. Kocham Cię, Taka. - szepnąłem i pociągnąłem za spust.

______

Gomen! Nic innego na koniec nie mogłam wymyślić ._. Jak wrażenia?




2 komentarze: